Hej
Postanowiłem wypowiedzieć się (jako mój pierwszy post) właśnie tutaj, bo jest mi to bliski temat.
Od dwóch, może trzech lat jeżdżę Anglikiem po naszych dziurawych drogach Polski i powiem tak - są z tym problemy. Teraz mam już drugiego angola w Polsce i da się to obejść, nie powiem że bez problemów, ale da się. Po pierwsze:
TAX - czyli, jak podatek się skończy, a masz auto w PL, meldujesz że auto nie jeździ po drogach. Nie musisz go płacić i wtedy nie czepiają się tam braku ubezpieczenia angielskiego.
Ubezpieczenie - angielskie kosztuje tyle co słabe autko do zabawy, więc nie ma sensu się z tym babrać, ale za to polskie - no problemo.
Znaczy, ubezpieczałem w Uniqua, miesiąc w miesiąc 77zł (wliczone 12zł przesyłki). Później pomyślałem, że nie ma sensu się z tym babrać i kupiłem roczne w AXA. Przez internet, bez problemu. Zaznacza się tam tylko, że auto jest zarejestrowane poza granicami PL i że będzie w przyszłości rejestrowane.
Rozmawiałem przez telefon z panią z AXA i doszła do wniosku, że skoro czekam na możliwość rejestracji auta, to wszystko jest zgodnie z prawem. Jeżdżę na tym u nich już z 8 m-cy.
Przegląd - tu się zaczynają schody. Przegląd da się zrobić u nas, ale nikt go zrobić nie chce tak na prawdę. Ja osobiście zjeździłem z 15 stacji kontroli pojazdów i brakło mi cierpliwości. Akurat miałem wyjazd za granicę, to się o UK zaczepiło i zrobiłem tam u nich (a tax na granicy trzeba było jeszcze kupić, ale to już inna sprawa).
Ludzie mówią, że można zrobić przegląd - kolega zrobił to tak, że poprosił o wystawienie papierka pod tytułem "zaświadczenie o sprawności technicznej pojazdu" (czy jakoś tak mi mówił) i na tym jeździ. Do ubezpieczalni w przypadku stłuczki przechodzi jak normalny przegląd, sprawdzone.
Policja - z tym to różnie. Zazwyczaj mandaty z fotoradarów idą w powietrze i przepadają w niebycie. Za to przy kontroli jest gorzej. Dziewczyna jechała za kółkiem i przez to musiałem pisać oświadczenie o tym, że wyrażam zgodę żeby mój pojazd prowadziła. Jeden miły pan policjant w okolicy Zawiercia nękał mnie przez około godzinę i chciał auto na lawetę i na parking policyjny, bo nie przerejestrowałem w Pl na siebie a na to jest 30 dni. Musiałem wykazać mu, że nie ma racji (autko na mnie, adres tymczasowy, London, UK) i po konsultacji z władzami na komendzie mnie franca puściła, brakło argumentów.
W cywilizowanym świecie (duże miasta, Kraków, Katowice) nie ma problemu. Kontrola, sprawdzą dokumenty, pośmieją się, pogadają i puszczają.
Ogólnie czy się opłaca - nie wiem. Znajomy Koreaniec musiał spierdzielać do swojego rodzinnego kraju, a ja akurat miałem kasę i kontakt w UK. Gość miał dwa tygodnie na sprzedanie auta, więc chciał grosze. Okazje trzeba łapać. Inaczej ANGLIKA BYM SAM NA SIEBIE NIE BRAŁ - bo koszta i zachodu jest trochę, a ja z natury leniwy jestem człowiek.
Pozdrawiam